Po latach tułaczki, sukcesów i dramatów zdrowotnych Marcin Cebula znów pojawia się w Kielcach. Dla wielu kibiców Korony to sentymentalny powrót wychowanka, który przez lata uchodził za jedną z największych nadziei kieleckiej piłki. Dla samego zawodnika to z kolei szansa na odbudowanie kariery po kontuzji, która mogła zakończyć jego przygodę z futbolem na najwyższym poziomie. Pytanie jednak brzmi: czy powrót Cebuli to romantyczna historia o powrocie do domu, czy też desperacka próba ratowania kariery?
Cebula to piłkarz, dla którego zarówno same Kielce, jak i drużyna Korony, są swoistym domem. To właśnie tutaj rozpoczynał swoją karierę piłkarską, rozgrywając blisko 150 spotkań. Zawsze był cenionym zawodnikiem i gdyby nie zaufanie trenerów, prezesów oraz wszystkich „Scyzorów”, prawdopodobnie nie osiągnąłby tak wiele.
Po udanych występach w Świętokrzyskiem przyszedł czas na jeszcze większe wyzwanie — drużynę Marka Papszuna. W Rakowie spędził cztery udane sezony, zdobył mistrzostwo kraju, dwa Puchary Polski oraz strzelił 11 goli. Mimo że nie zawsze był numerem jeden, odnalazł się w tej drużynie i spełniał swoją rolę. Kryzys przyszedł wraz z poważną kontuzją w 2022 roku. Kolejny zły moment dla piłkarza nastał wraz z objęciem zespołu przez nowego trenera, Dawida Szwargę. Oba te wydarzenia sprawiły, że miał on coraz mniej minut na boisku, czas upływał, lata leciały, a kariera zatrzymała się. Ani Marcin, ani klub nie byli zadowoleni z sytuacji, w której się znalazł, więc postanowił przenieść się do aktualnego wówczas wicemistrza Polski — Śląska Wrocław.
Wszystko zapowiadało się dobrze: nowe otoczenie, silny kadrowo zespół, ręka Jacka Magiery, gra w Europie, szansa na rywalizację. Weryfikacja przyszła jednak szybko. Zła seria ligowa, odpadnięcie z pucharów europejskich, zerwanie więzadeł krzyżowych, odejście kilku ważnych zawodników i zmiana trenera sprawiły, że Marcin, po zaledwie jedynastu występach w nowych barwach, znalazł się w pierwszej lidze.
W efekcie stał się zawodnikiem wracającym po kontuzji w klubie, gdzie nowy trener nie miał już do niego tyle zaufania, co jego poprzednik, a na dodatek był jednym z lepiej zarabiających w klubie. Sam piłkarz również mierzył wyżej niż zaplecze Ekstraklasy, więc latem tego roku postanowił rozwiązać kontrakt ze spadkowiczem, z czego obie strony wydawały się być względnie zadowolone.
Pojawiło się wtedy kilka ofert — mówiono o możliwych transferach do Legii Warszawa, Wieczystej Kraków, powrocie do Częstochowy, Pogoni Szczecin i oczywiście o drużynie Korony. Do dziś nie wiemy ile z nich było czystymi plotkami, a które leżały na stole. Z racji perspektyw i sentymentu wybrał Kielce.
W lipcu wrócił do treningów w drugiej drużynie żółto-czerwonych, a pod koniec sierpnia rozpoczął zajęcia z pierwszym zespołem. Wciąż nie wiemy, jak potoczą się jego dalsze losy, jednak według moich źródeł oraz medialnych doniesień kontrakt ma być już gotowy. Aby go podpisać, Cebula musi udowodnić swoją wartość w najbliższych dniach.
Znając samego piłkarza i jego możliwości, wszystko wskazuje na to, że stanie się on oficjalnie zawodnikiem kielczan.
Czy to powrót, czy deska ratunkowa?
W zasadzie oba określenia są trafne. Mimo kilku propozycji z naszej ligi, prawdopodobnie w każdej z nich byłby rezerwowym. W Koronie ma szansę się odbudować i w ostatnich najlepszych latach kariery stać się jeszcze małą gwiazdą ligi. Może gdyby nie kontuzje dziś Marcin grałby w Europie, ale sytuacja jest inna i to chyba maksimum które jest on w stanie wycisnąć ze swojej pozostałej kariery. Poza tym, jak zauważają działacze „Scyzorów” — gdzie lepiej miałby się odbudować, jeśli nie w domu? Korona da mu szansę, warunki i zaufanie, a my pozostaje nam wierzyć, że sam zawodnik odwdzięczy się bramkami i świetną grą.