Przyszły trener Arsenalu - kim jest Filip Sobotka?

Jak wygląda piłka nożna za naszą południową granicą? Co ciekawego jest w piłce młodzieżowej? O tych aspektach porozmawiamy dziś z Filipem Sobotką, dwudziestoletnim zawodnikiem Admiry Praha oraz perspektywicznym trenerem, którego być może niedługo zobaczymy w Arsenalu.

- Cześć Filip! Jak już wiemy, jesteś zawodnikiem Admiry. Powiedz mi, co pierwsze przychodzi ci na myśl, jakie masz, takie swoje, pierwsze wspomnienie, gdy myślisz „Admira”.

 - Z perspektywy zawodnika byłby to mecz sprzed 2 lat, w U17 przeciwko drużynie z czeskiej ekstraklasy – Jablonec. Wszedłem w 60. minucie i w ciągu 17 minut zdobyłem hat-tricka, a tamtego dnia wygraliśmy 7:0. To był prawdopodobnie jeden z moich najlepszych występów. Z perspektywy trenera było to moje ostatnie turniejowe doświadczenie z U10 na zakończenie sezonu. Był to międzynarodowy turniej z drużynami z Polski, Austrii, Słowacji i Czech. Doszliśmy do finału, gdzie po rzutach karnych pokonaliśmy Orawę ze Słowacji – to było chyba moje najlepsze i najbardziej magiczne przeżycie w karierze trenerskiej do tej pory.

 - A patrząc na to dziś, Twoim zdaniem – co wyróżnia Admirę na tle innych praskich klubów? Dlaczego czujesz, że to właściwe miejsce dla Ciebie?

 - Tu znowu są dwie strony medalu. Jako zawodnik uważam, że są tutaj świetne warunki do rozwoju, gramy w przyzwoitych rozgrywkach z bardzo dobrymi i znanymi rywalami, a to właśnie do tych drużyn często przechodzą nasi zawodnicy. Z kolei jako trener miałem dużo wspólnego ze Spartą, bo to nasz klub partnerski. Współpraca z najlepszym klubem w Czechach to świetne środowisko dla trenerów, dzięki niej zdobywam cenne doświadczenie i kontakty na przyszłość. Choć jesteśmy klubem z 3. ligi, w Pradze jesteśmy dość rozpoznawalni, a poziom naszej akademii to świetne środowisko dla młodych piłkarzy.

 - Świetnie to słyszeć, zwłaszcza że masz też już za sobą występ w rezerwach. Co zaskoczyło Cię najbardziej w grze ze starszymi zawodnikami?

 - Największym zaskoczeniem było to, że trener Pavel Gregor zabrał mnie z U18 do drużyny B. Było tam dużo kontuzji i razem ze mną debiutował mój kolega, bramkarz – Samuel Brisuda. On rozegrał cały mecz i zachował czyste konto. Ja wszedłem w 84. minucie i z doliczonym czasem zagrałem około 8 minut. Byłem naprawdę zaskoczony tempem gry i jakością zawodników, biorąc pod uwagę, że to była tylko 4. liga. Wygraliśmy 2:0 i dzięki temu zwycięstwu drużyna B oficjalnie uniknęła spadku.

 - To spory sukces, zwłaszcza z racji twojego młodego wieku. Pamiętasz jeszcze jakiś moment w rezerwach, który był dla Ciebie prawdziwym „zderzeniem z rzeczywistością”, coś, co zmieniło twój światopogląd?

 - Zdecydowanie tak. Debiut był wspaniałym momentem, ale uświadomiłem sobie, że przejście do piłki seniorskiej jest naprawdę trudne – to prawie inny sport. Szybszy, bardziej jakościowy, taktyczny, a przede wszystkim twardszy i bardziej fizyczny.

 - Jak już jesteśmy przy pierwszych doświadczeniach – co było dla Ciebie bardziej stresujące: ligowy debiut w Admirze czy pierwsze poprowadzone zajęcia jako trener?

 - Największy stres doskwierał mi przy debiucie w drużynie B. Nie wiedziałem, czy w ogóle wejdę na boisko, a bardzo tego chciałem – i na szczęście tak się stało. W roli trenera taki sam stres doskwierał mi podczas pierwszego treningu z dziećmi – byłem raczej nieśmiały i trochę bałem się rodziców, ale to dość szybko minęło. Rola trenera i rola zawodnika to dwie zupełnie inne rzeczy. Jako zawodnik jestem raczej nerwowy i zależy mi na wyniku. Jako trener byłem nieśmiały, ale przez te kilka lat zaufałem sobie i już nie jestem nieśmiały – denerwuję się tylko przy naprawdę ważnych meczach.

 - Podczas pobytu w Admirze miałeś do czynienia z bardzo dobrymi zawodnikami. Jest ktoś, od kogo „podejrzałeś” jakieś piłkarskie triki albo zaczerpnąłeś jakiś inny sposób myślenia o grze?

 - Tak, jest kilku zawodników z pierwszej drużyny, których znam od dziecka i nadal chodzę im kibicować, ale jednak najwięcej nauczyłem się oglądając Premier League i później próbując tych rzeczy z kolegą na boisku, na ulicy. No i oczywiście od trenerów, którzy mnie prowadzili.

 - Jeśli mówimy o trenerach to przejdźmy do twoich doświadczeń w tej roli. Kiedy patrzysz na chłopców, których trenujesz, widzisz w nich czasem młodszą wersję siebie?

  - Widzę kawałek siebie prawie w każdym i uważam, że tak powinno być – w końcu jako trener muszę przekazać zawodnikom swoje doświadczenie, wiedzę, umiejętności, ale przede wszystkim pasję i emocje. Chciałbym, by tego się ode mnie też uczyli, bo inaczej nie da się grać w piłkę. Jeśli zawodnik nie ma obsesji na jej punkcie i nie czerpie z niej radości, to moja wina, że tego w nim nie obudziłem.

 - A co z niespodziankami – czy zdarza się, że najmłodsi potrafią zrobić coś lepiej niż starsi gracze?

 - Tak, zdecydowanie. Dzieci żyją chwilą i kierują się nią, nie myślą o przyszłości tak bardzo jak dorośli i są bardzo szczere – i to w nich uwielbiam. Ich feedback jest dla mnie bardzo ważny, bo zawsze mówią prawdę. I powinniśmy brać z nich przykład. Czasami potrafią myśleć lepiej i prościej niż dorośli. Nie analizują tyle, mówią co chcą. 

 - Zdarza się, że zadają Ci pytania, które każą Ci się na chwile zatrzymać ,by pomyśleć, a nawet szukać odpowiedzi?

- Zdarza się to dość często. Jak już mówiłem – oni myślą inaczej, prościej. Nie przychodzi mi teraz przykład do głowy, ale zdarza się zarówno w mniejszych, jak i większych sprawach, i czasem naprawdę długo mi to zajmuje.

 -  Każdy trener ma jakiś swój styl gry. Niektórzy się z nim rodzą, inni budują latami. Ty czujesz, że masz już własny styl gry, czy dopiero budujesz go krok po kroku? Masz jakieś wzory do naśladowania?

- Myślę, że to dla mnie wciąż proces tworzenia. Nadal inspiruję się najlepszymi i jednocześnie dostosowuję to do siebie. Już tworzę ćwiczenia i mój styl zaczyna nabierać kształtu, mam własną filozofię, którą uzupełniają opinie i rady innych trenerów, moich piłkarskich nauczycieli, zawodników i ludzi związanych z piłką. Uczymy się na błędach – to dotyczy nie tylko zawodników. Ja poprawiam się dzięki swoim błędom i błędom innych. Podoba mi się, że w piłce zawsze jest miejsce na rozwój.

 - Właśnie - rozwój. Patrząc w przyszłość – czy już wiesz, co chciałbyś robić po uzyskaniu licencji UEFA B?
 - Zdecydowanie mam duże plany związane z piłką, ale muszę iść krok po kroku. Nie mam jeszcze UEFA B, więc teraz skupiam się na swojej drużynie. Sama licencja nie jest dla mnie tak ważna jak doświadczenie, ale oczywiście tam też wiele się uczysz i masz więcej możliwości. Planem na ten sezon jest zrobić kolejny krok do przodu – zdobyć tę licencję i mieć udany sezon z U8. Potem zdecyduję, co dalej, ale na pewno planuję iść do przodu.

 - Na bazie twojego doświadczenia – jakie trzy cechy są najważniejsze dla każdego młodego piłkarza?

 - To trudne pytanie, bo każdy zawodnik jest inny, a każda pozycja wymaga innych umiejętności. Dla mnie ważne jest, by każdy miał swoje mocne strony fizyczne i je rozwijał. Na przykład wasz Lewandowski słynie ze swojej skuteczności i to jest jego atut – nie musi być zaangażowany w obronę. Dlatego każdy zawodnik powinien mieć inne cechy organizmu. Jeśli miałbym to ująć ogólnie, to najważniejsze są cechy psychiczne: pasja, emocje i miłość do piłki. Dzięki temu zawodnik będzie chciał się poprawiać, a inne umiejętności łatwiej się rozwiną.

 - Twoja pasja do piłki jest ogromna. Poza oczywiście Admirą, to właśnie Arsenal odgrywa w Twoim życiu bardzo dużą rolę. Masz jakiś rytuał przy oglądaniu ich meczów – np. specjalną koszulkę albo stałe miejsce na kanapie?

- Nie mam rytuału, często zakładam koszulkę albo coś związanego z Arsenalem. Ale to nic specjalnego.

 - A kiedy stanąłeś na Emirates Stadium – co zrobiło na Tobie większe wrażenie: kibice śpiewający hymn czy sam mecz?

 - Marzenia się spełniają. To było niesamowite przeżycie. Gdy wszedłem na stadion i zobaczyłem murawę, miałem ciarki. Byłem tam z rodzicami i kiedy śpiewaliśmy North London Forever razem z 60 tysiącami ludzi, to było coś magicznego. Chyba nawet nie potrafię tego opisać. Ale uświadomiłem sobie jedną rzecz – że piłka łączy ludzi z całego świata, niezależnie kim jesteśmy. Wszyscy ci ludzie mieli ze mną coś wspólnego – miłość do piłki i przede wszystkim do Arsenalu. Czułem się jak część rodziny i myślę, że to właśnie najpiękniejsze w futbolu.

- A propos spełnionych marzeń - wyobraźmy sobie wyjątkową sytuację: Twój trener nagle mówi „Filip, dziś prowadzisz pierwszą drużynę” – co byś odpowiedział?

 - Na pewno byłbym bardzo szczęśliwy i w przyszłości na pewno planuję zaangażować się w piłkę seniorską, ale myślę, że jeszcze nie jestem na to gotowy, i byłby to dla mnie skok na głęboką wodę. Do tego wciąż długa droga, ale na pewno jest to jeden z moich celów na przyszłość. Nawet przygotowałem prezentację o stałych fragmentach gry dla pierwszej drużyny, więc mam nadzieję, że za kilka lat – w Admirze albo gdzie indziej – będę mógł się zaangażować. Teraz jednak raczej ostrożnie bym odmówił, bo nie czuję się jeszcze na tym poziomie, jeśli chodzi o wiedzę

 -  A jeśli spojrzymy dalej w przyszłość – powiedzmy 20 lat do przodu – jeśli wrócisz do Admiry jako dojrzały trener, z sukesami w piłce seniorskiej, co chciałbyś, żeby ludzie wtedy o Tobie mówili?

 - Cóż, będę miał wtedy 40 lat, więc chciałbym mieć pomnik przed stadionem (śmiech). Nie wiem, czy akurat za 20 lat, ale gdybym był w dobrej sytuacji finansowej, na pewno chciałbym pomóc Admirze – choćby jako sponsor albo finansując edukację trenerów czy obozy dla zawodników, w ramach podziękowania za czas tutaj. Kocham ten klub i nigdy o nim nie zapomnę. Jestem tu już 15 lat i nawet kiedy bywało gorzej, ta drużyna zawsze była częścią mnie, mojego serca. Gdy przejdę na piłkarską emeryturę, chciałb ym się angażować tutaj w roli trenra lub przynajmniej kogoś z klubowych gabinetów

 - Na koniec, zasadnicze pytanie - co jest dla Ciebie teraz bardziej wartościowe – rozwój jako zawodnika czy jako trenera?

 -100% rozwój jako trener. Trenowałem tutaj odkąd miałem 14 lat, aż do czasu gdy miałem moją pierwszą długą kontuzję. Od tego czasu co roku miałem jakieś urazy, a teraz najgorszy – zerwałem więzadło krzyżowe. Czekam teraz na jego rekonstrukcję i na długą rehabilitację. Na pewno jeszcze będę grał, ale nie na wysokim poziomie, choć gdyby nie kontuzje, może dziś grałbym w lepszej lidze i mówił coś innego. Mimo wszystko nie odbieram tego źle – wręcz przeciwnie. Mam teraz świetną, otwartą drogę w stronę piłki trenerskiej i planuję to wykorzystać. A w przyszłości, kto wie – może będziemy rozmawiać o moim zaangażowaniu w Arsenal.

 - Też tego Ci życzę i bardzo Ci dziękuję za ten wywiad. Mam nadzieję, że już za parę lat porozmawiamy o co najmniej rezerwach Arsenalu.

Fot. Prywatne archiwum Filipa Sobotki